Przyjechała kuchnia

Meble kuchenne czyli do Kreski przyjechała kuchnia

Zgodnie z ustaleniami z moim znajomym meble kuchenne miały w większości powstać w jego warsztacie. U mnie na mieszkaniu miało dojść do wniesienia wszystkiego i złożenia w jedną całość. Wiadomo, że to pierwsze nie poszło łatwo (pamiętacie 5 piętro). Do samego złożenia i prac na mieszkaniu mieliśmy wyznaczony dokładnie tylko jeden dzień. Dużym zaskoczeniem dla mnie było to, że dużo narzędzi oraz większość płyt były wniesione już w piątek wieczorem, kiedy zaglądnęłam na mieszkanie. Robert napisał mi później, że wracali z kolegami z pracy z dużego zlecenia po południu i kilku chłopa pomogło mu z wniesieniem. Żal było nie wykorzystać takiej okazji. W sobotę byliśmy umówieni na montaż.

Najlepsze meble kuchenne jakie mogłam wybrać

Przyjechałam na mieszkanie z samego rana, z zapasem kawy i jedzenia. Karol już był z całym sprzętem na górze. Zaczęłam pomagać, to przytrzymywałam elementy, to coś podawałam, było też dużo ciągłego podmiatania trocin i śmieci oraz „robienia miejsca” na różne prace. Sam montaż przebiegł bardzo sprawnie, wszystkie elementy były idealnie docięte i przygotowane. Czułam się trochę jakbyśmy budowali dużych rozmiarów zestaw Lego, a to była moja kuchnia. Najwięcej pracy poszło przy szufladach, z racji tego, że na mojej wyspie / półwyspie było ich najwięcej, więc zajęła sporo czasu.

Meble kuchennePomoc przy montażu mebli kuchennych

Wiadomo, że lwia część wszystkiego co znajdowało się przy montażu zostało wykorzystane, płyty, blaty, jasne fronty mebli i metalowe łączniki, ale wciąż pozostawała cała masa narzędzi, przycinarek, boshy, pił, wkrętarek i jeszcze setka innych, których nazwy nawet nie znam. Pora w której praca została skończona była bardzo późna, czekało nas około 5 kursów każdy w dół i w górę.

Robert zaproponował, że już kiedyś miał taką sytuację i z kolegami z roboty zapakowali wszystko w ogromny koc, w który zawsze zawija fronty mebli, żeby się nie obijały. I jeśli dałabym radę, to może lepiej byłoby zejść ze wszystkim naraz, powoli, niosąc to na kocu, ja trzymając za rogi z jednej, a on z drugiej strony. Powiedziałam, że dam radę i że wszystko lepsze niż znoszenie tego po kilka razy.

Wszystkie narzędzia, które pokrywały podłogę niemal całego mieszkania znalazły się na kocu. Był niesamowicie ciężki, końcówki koca wżynały się w ręce. Trzeba było podnosić ręce wyżej, żeby środek koca nie dotykał schodów. Trochę nam zeszło ze zniesieniem, kilka przystanków zaliczyliśmy. Posprzątałam jeszcze całość i się rozeszliśmy.

Gdy się obudziłam w niedzielę rano, musiałam sobie ściągnąć najpierw jedną, potem drugą nogę z łóżka. Miałam potężne zakwasy. Montaż kuchni był kolejnym trudnym wyzwaniem podczas remontu. Pewne za kilka dni będę się cieszyć jak pięknie wyszło, a póki co narzekam na zmęczenie. Nie ma łatwo.

Dodaj komentarz