Mój pierwszy raz… w markecie budowlanym

Mój pierwszy raz… w markecie budowlanym czyli zakupy budowlane

Zawsze lubiłam robić zakupy, chyba lubi je każda kobieta. Żadne galerie, butiki i second handy nigdy nie były mi obce. Zakupy to fajna sprawa, ale nigdy przenigdy nie zakupy budowlane. W mieście jest kilka marketów budowlanych wybrałam największy i do niego udałam się tuż po kuponie mieszkania. Pomyślałam, że się rozejrzę, kupie coś do czyszczenia i jakieś podstawowe narzędzia bo nie miałam nic takiego. Zobaczę jakie płytki są na wystawach, jakie sprzęty, a i farby. Kolory farb koniecznie chciałam sprawdzić.

Zakupy budowlane – nie życzę największemu wrogowi

Gdy tylko weszłam do środka poczułam się jak malutka osierocona owieczka. Ogromne wysokie regały przepełnione różnościami. Panowie w niebieskich ogrodniczkach coś pokazują, przycinają, przynoszą nie wiadomo skąd jeszcze 2x więcej innych rzeczy niż te co na półkach. O coś bym zapytała, ale w zasadzie nie wiem o co. Przytłoczył mnie wybór i mnogość tego wszystkiego. Ale to jeszcze nic, dochodziłam do dwóch, a nie czterech a może i więcej regałów z farbami. Czytam nazwy i moment robię się głodna… budyń śmietankowy, lody pistacjowe, jabłkowa szarlotka chyba jestem w spożywczaku. Nie jednak w kwiaciarni… stalowe magnolie, złote słoneczniki, lawendowa dolina. To jest niemożliwe żeby jeden kolor miał taką ilość odcieni? I to pewnie przy jednym lepiej się wyśpię, przy innym najem, a trzeci będzie mnie chronił przed napadami wściekłości. No to wybieram ten trzeci, ale jaki to w końcu kolor?

zakupy budowlane

Za duży wybór, za mała wiedza

Równie źle było w części z armaturą, chyba z tysiąc dostępnych wzorów w różnych rozmiarach, kolorach i strukturach. I jeszcze do każdej serii płytki z gładkim wzorem i z ozdobnikiem do własnego skomponowania. Totalny zawrót głowy! Do tego fugi, kleje i jeszcze takie listwy na kanty ścian, kto wie o jakiej nazwie. Jakiś Pan obok wybiera krzyżyki, grube, cienkie – Jak chce Pan mieć zamontowane płytki, z grubą fuga czy cienką? – pyta Pan w ogrodniczkach. W mojej głowie już zakotłowało na dobre, to jeszcze trzeba mieć wielkość odstępów między płytami ustaloną. Przede mną była ogromna ilość pracy, ta jedna rzecz była już pewna.

Wyszłam z marketu z małym pędzlem w ręce, kawałkiem papieru ściernego i białą farbą olejną do malowania kaloryferów. Kaloryfery niestety musiałam zostawić stare, a podrapany, zabrudzony stary, metaliczny kolor tego w dużym pokoju nie dawał mi się skupić. Nic więcej nie załatwiłam, moje przerażenie było ogromne a niewiedza jeszcze większa. Prawdziwe wyzwanie przede mną.

Ten wieczór spędziłam skrobaniu kaloryfera z mega okropnej farny i na mocnym postanowieniu, że bez konkretnego planu działania nie ma szans na przeprowadzone remontu i urządzania. Ale zaraz w ręce mam pędzel, ręce całe w farbie, chyba nie jest źle – remont rozpoczęty.

Dodaj komentarz